You are currently viewing Mama Aniołka..

Mama Aniołka..

Mama Aniołka – 33 lata,

Od 6 lat jestem szczęśliwą żoną wspaniałego mężczyzny, prawie drugie tyle byliśmy już ze sobą przed ślubem. Szybko zamieszkaliśmy razem i budowaliśmy wspólne życie.

Od początku wiedzieliśmy, że chcemy stworzyć rodzinę jednak nie od razu po ślubie rozpoczęliśmy starania, bo uznaliśmy, że najpierw musimy zapewnić odpowiednie warunki dla tej rodziny – czyli bezpieczna umowa w pracy, w miarę dobre zarobki, własne mieszkanie (oczywiście na kredyt).

Marzec 2018

Kiedy zaczęliśmy starania byłam miesiąc przed 30-stką. Teraz jak patrzę z perspektywy czasu, to żałuję tego, że tak długo czekaliśmy, jednak żadne z nas nie spodziewało się problemów z zajściem w ciążę.. Po kilku miesiącach zaczęłam się martwić, że coś jest nie tak. Czas mijał i frustracja narastała. Po roku udałam się do ginekologa. Wszystkie badania z krwi w normie i nagle mamy to! Lekarka znalazła możliwą przyczynę niepowodzeń – polip endometrialny. W maju stawiłam się w szpitalu na usunięcie. Niestety nie przyniosło to pożądanych rezultatów – ciąży nadal nie było. Lekarka poradziła też wykonać badanie genetyczne na trombofilię wrodzoną – wyniki ok, wyszła mi jedynie mutacja PAI w układzie heterozygotycznym.

Sierpień 2019

Zgłosiliśmy się do kliniki leczenia niepłodności. Pierwszym krokiem było badanie nasienia u męża – wyniki nie były tragiczne, jednak też nie super zadowalające. Ja zrobiłam badanie drożności jajowodów i okazało się, że drożny mam tylko prawy jajowód. Lekarka zasugerowała nam inseminację. Zrobiliśmy wszystkie wymagane badania, monitorowaliśmy moją owulację, czekając aż pęcherzyk pojawi się po drożnej stronie.

Styczeń 2020

Podeszliśmy do pierwszej próby IUI. Ekscytacja i nadzieje były ogromne, jednak rozczarowanie negatywnym wynikiem jeszcze większe. I takich rozczarowań było jeszcze 3. Ostatnią próbę inseminacji podjęliśmy w lipcu. Uznaliśmy, że dajemy sobie czas i robimy przerwę. Na tamten moment in vitro nie mieściło nam się w głowach.

W międzyczasie dołączyłam do forum ovufriend – szukając wsparcia i odpowiedzi na pytania. To forum to istna kopalnia wiedzy! Mimo, że miałam za sobą już wiele badań, postanowiłam zainteresować się immunologią. Zrobiłam badanie KIR, a mąż HLA-C. I tutaj znowu wyniki nie za wesołe – u mnie haplotyp KIR: Bx i brak 3 kirów implantacyjnych, mąż Grupa C1 – czyli chyba dobrze. Cała ta immunologia jednak mnie trochę przerażała i niewiele z niej rozumiałam.. umówiliśmy wizytę u prof. Paśnika.

Wrzesień 2020

Powoli zaczęliśmy dojrzewać do decyzji o in vitro i umówiliśmy się do nowego lekarza w naszej klinice. Na pierwszą wizytę jechałam jednak zrezygnowana i przybita. Pandemia już szalała w najlepsze więc wizyta odbyła się bez udziału męża, który czekał w samochodzie. Wychodząc uśmiechałam się do niego. Dostałam nowej wiary i mocy do działania. Po rozmowie z lekarką zrezygnowaliśmy z grzebania w immunologii, przynajmniej przed pierwszą próbą. Wzięliśmy się za badania, by jak najszybciej przystąpić do stymulacji.

Październik 2020

Mąż zrobił mi pierwszy zastrzyk. Czwartego dnia stymulacji pojechaliśmy na podgląd i doznaliśmy małego rozczarowania, ponieważ wyhodowałam tylko 5 komórek jakowych. Zwiększyliśmy dawkę leku, jednak nic już więcej nie urosło. Wierzyliśmy jednak, że to co mamy wystarczy.

Listopad 2020

Miałam punkcję, ostatecznie pobrali 4 komórki, 3 okazały się dojrzałe i zostały zapłodnione – uzyskaliśmy 2 piękne zarodki! 10 listopada stawiliśmy się na transfer pierwszego z nich – 4-dniowca. Byliśmy spokojni i pełni nadziei czekaliśmy na testowanie. Byłam obstawiona luteiną i na własne życzenie, za zgodą lekarki zaczęłam przyjmować acard.

7 dnia po transferze zdecydowaliśmy się zrobić test ciążowy.. i nastąpiła nieopisana radość – test pokazał upragnione dwie kreski! Kolejne dwa dni testów kreski ciemniały, a 10 dnia po transferze beta HCG wynosiła 234,0 mlU/ml. Zrobiłam jeszcze dwa pomiary, beta pięknie przyrastała, progesteron też wysoki. 4 grudnia zobaczyłam serduszko – nasz sen się spełniał.

Nasz świat się zawalił w styczniu 2021 roku

Nawet nie wiem kiedy czas zleciał i przyszła pora na pierwsze badania prenatalne. Byłam spokojna, bo do tej pory ciąża przebiegała prawidłowo, a ja mimo chronicznego zmęczenia i mdłości nie odczuwałam żadnych dodatkowych dolegliwości. Badania prenatalne wyszły bardzo źle. NT znacznie poza normą, przyspieszony rytm serca, brak kości nosowej, możliwy rozszczep podniebienia. Biochemia również zła. Diagnoza – bardzo wysokie ryzyko wad genetycznych. Lekarz od razu wypisał skierowanie na amniopunkcję. Byłam w 12 tygodniu ciąży, amniopunkcję można wykonać najwcześniej w 16 tygodniu. Czekały nas 4 długie tygodnie strachu, niewiedzy, ale w dalszym ciągu wiary, że to pomyłka.

Umówiłam się na ponowne badanie u bardzo znanej lekarki. Niestety potwierdziła wysokie ryzyko trisomii i dodatkowo zdiagnozowała wadę serca u naszego maluszka – musieliśmy czekać na amniopunkcję.

Luty 2021

Pojechaliśmy do Instytutu Matki i Dziecka wykonać badanie. Byłam mocno zestresowana, pobranie wód płodowych igłą przez brzuch nie brzmi lajtowo. Na szczęście badanie nie okazało się zbyt bolesne, potem przez kilka dni musiałam się oszczędzać. Po 4 dniach dostaliśmy telefon od genetyka z pierwszymi wynikami mikromacierzy. Badanie potwierdziło synka z Zespołem Downa. Serca nam pękły. To nie tak miało być, nie tak miała się skończyć nasza walka o upragnione dziecko.

Cała ta sytuacja zbiegła się z ogłoszeniem wyroku trybunału konstytucyjnego o zakazie aborcji. Długo rozmawialiśmy, dużo przepłakaliśmy, spotkaliśmy się z psychologiem. Nie byliśmy gotowi na donoszenie tej ciąży. Nie dalibyśmy rady psychicznie i życiowo. Świat jest okrutny dla chorych dzieci, a my nie znieślibyśmy cierpienia, ciągłych wizyt u lekarzy, chorób i wykluczenia naszego synka. Podjęliśmy najtrudniejszą decyzję w naszym życiu – decyzję o przerwaniu ciąży. Wiedzieliśmy, że aby to zrobić, musimy uciec z naszego kraju. To było traumatyczne przeżycie, które już na zawsze we mnie pozostanie. Wierzymy, że nasz synek nam to wybaczy i z góry czuwa nad nami. Kochamy go całym sercem.

Nie poddajemy się w dalszej walce i w maju wracamy po nasz drugi zarodek. Mimo strachu jesteśmy pełni wiary w szczęśliwe zakończenie.

Edit 21.03.2022 z radością edytuję ten wpis, dodając notkę, że Mama Aniołka, zaszła w ciążę ponownie i urodziła zdrowe dziecko, aktualnie realizuje się jako ziemska Mama!

Ten post ma 4 komentarzy

  1. Kamisia

    Wciąż bardzo mocno trzymam kciuki za Was i za udany maj

  2. To jest najtrudniejszy wpis jaki umieściłam do tej pory na stronie. Nawet nie próbuję sobie wyobrazić ciężaru tej decyzji i tego jak była dla Was trudna. Jestem pewna, że jeszcze będziesz ziemska mamą. Dziękuję, że podzieliłaś się swoją historia i czekam na możliwość dopisania dalszej części, z zakończeniem bliskim sercu każdej staraczki.

    1. Esperanza

      To była dla was najtrudniejsza decyzja, myślę że będąc na waszym miejscu tak samo bym postąpiła. Trzymam kciuki aby kolejna próba zakończyła się sukcesem i urodzeniem zdrowego dziecka.

  3. Alicja

    Czasem miłość polega na tym, że trzeba komuś dać odejść. Podziwiam Cię za taką siłę. Nie ma dobrych wyborów w takim wypadku, ale są mniej okrutne!
    Trzymam za Ciebie nieustająco kciuki!

Dodaj komentarz